Brain food czyli jak przetrwać w wielkim mieście po czterdziestce{konkurs}



Kobieta. Rocznik '76. Znaczy zna już odpowiedź na pytanie: co się zmienia po czterdziestce. Mieszkanka dużego miasta. Znaczy wie jak w nim przetrwać. Czyżby? I w ogóle co ma piernik do wiatraka? Ma! Wszystko ma!

Oczywiście, że chciałabym powiedzieć tak: co się zmienia po czterdzistce? Nic, absolutnie nic. wszystko jest dokładnie tak, jak przedtem. Otóż bullshit moje drogie Panie. Oczywiście, że nie dzieje się to z dnia na dzień. Chociaż...wróć! Ależ owszem, że dzieje się! Wstajesz rano a tu długi siwy włos! Albo skóra pod oczami jakaś wygnieciona. A kiedyś przecież się tak nie gniotła! 




Ale nic to. To wszystko można zatuszować, poprawić, wklepać jeszcze więcej jeszcze droższego kremu i na chwilę uspokoić ten wewnętrzny niepokój. Ubrać tiszert z napisem I woke up like this, wskoczyć w podziurawione dżinsy i tenisówki ze złotym noskiem. 

Można sobie strzelić selfiaka, doprawić nosek i uszka myszki czy tam innego zajączka. Nawet skarpety ubrać w kolorze nude, zmiętolić pościel, usiąść na łóżku, rozrzucić jakieś tam poduchy (oczywiście te w kształcie supła), filiżankę kawy, książkę (że niby się czyta). I kwiaty, obowiązkowo kwiaty! Fotkę gołych nóg z góry strzelić w tej boleśnie ziejącą szarą codziennością sytuacji (jak to zrobić bez zwichnięcia sobie obojczyka? bo jeszcze do tego nie doszłam), twarzy już niekoniecznie, bo po co? A niech tam sobie ci lovely people z internetów myślą, że wciąż jesteśmy i piękne, i młode, i generalnie w niczym nie ustępujemy licealistkom. Dasz lajka? Zresztą, nie musisz. Kupię sobie :-)

Ok, w tym miejscu możecie juz sobie zacząć zadawać pytanie: o czym on p....isze?! Czterdziestka. Zmiany. Duże miasto. To się kupy nie trzyma. A ja Wam mówię: się trzyma! 

Nie wszystkie zmiany dzieją się tak od razu, zauważalnie. Nie wszystkie da się wyedytować w kilka minut. Może minąć sporo czasu, zanim człowiek się zorientuje i sam przed sobą przyzna, że coś się psuje. Przyswajanie wiedzy nie jest już takie szybkie, reakcje opóźnione, koncentracja spada na łeb na szyję. Przyznam się Wam, że to dla mnie ostatnio stało się zadaniem priorytetowym (i małżonek też się przyłaczył): zrobić wszystko i na wszystkie możliwe sposoby aby koncentrację poprawić. Bo bez niej w mielkim mieście ani rusz! 

Wyobraźcie sobie taki codzienny obrazek:

7.30 wsiadam do samochodu. Podobnie jak tysiące innych towarzyszy codziennych dojazdów do pracy. Ruszam. Do pokonania mam 7 km, gdy dopisze mi szczeście zrobię to w 35 minut, gdy będzie normalnie, powinnam zdążyć do pracy na 8.30. W tym czasie, co najmniej kilka razy, ktoś będzie próbował mnie zabić. Albo przynajmniej dokonać ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. 

Chociażby ten pan z naklejką na tylnej szybie Jedzie z nami synek. Bo przecież on nie będzie stał w korku jak cały ten plebs, on się musi wcisnąć z sąsiedniego pasa gdy tylko zapali się zielone światło. 

Albo kierowca ciężarówki jadącej z naprzeciwka zdecydowanie zbyt szybko, który wykonując nagły manewr ominięcia rowerzysty (bo przecież wcześniej go nie widział) nie przestaje rozmawiać przez komórkę. Nawet nie zauważa, że prawie mnie zmiótł z drogi. Spoko. 

Albo ta dziunia w białej bejce, podziwiająca swoje nowe paznokietki (koniecznie w opcji "cztery w jednym kolorze a jeden w innym") siedząca mi na zderzaku. Bo przecież jak ja mogę jechać w terenie zabudowanym 58 km/h? Przecież mamy kawałek szerszej i prostej drogi. To trzeba pocisnąć do jasnego batona! Na szanownych menadżerów sprzedaży, kierowców samochodów służbowych, spuśćmy zasłonę milczenia. Żeby nie było, że uprzedzona jestem. Bo jestem.

Zanim dotrę do pracy jestem już bardzo zmęczona. Bo trzeba mieć oczy dokoła głowy. Bo nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi. Byle do przodu, byle szybciej, byle pierwszy na światłach. Czuję, że codziennie biorę udział w Igrzyskach śmierci!

Sami widzicie, że koncentracja jest moją cenną bronią. Bez niej po prostu nie da się przeżyć w wielkim mieście. Od jakiegoś czasu więc działam intensywnie w tym temacie. Zrobiłam oczywiście research, poczytałam, co mądrzy ludzie mają do powiedzenia i dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak brain food, czyli po prostu jedzonko, które ma bardzo pozytywny wpływ i na koncentrację, i na pamięć. Poniżej znajdziecie przykłady tych najlepszych z najlepszych:


orzechy (migdały, nerkowce, włoskie)

rozmaryn
gorzka czekolada
awokado
jabłka
borówki
cynamon
kawa (yey!)

słodkie ziemniaki
banany
indyk
olej kokosowy
oliwa z oliwek
jarmuż
jajka
łosoś
zielona herbata

Same pyszności, prawda? Zatem nie żałujcie sobie, bo jak mówi stare przysłowie: przez żołądek do mózgu :-) Tak to chyba leciało? Na zachętę mam dla Was przepis na pyszną zapiekankę warzywną, która może być dodatkiem do obiadu jak i osobnym daniem, np na kolację.

#zapiekankawarzywna


Co potrzebujemy? (składniki dla dwóch osób):

cukinia

bakłażan
słodki ziemniak
duza cebula
pomidor
kulka mozarelli lub inny ulubiony ser
dwie gałązki rozmarynu
oliwa z oliwek
sół

pieprz

Jak robimy?

Rozgrzewamy piekarnik do 200 st C. 
W tym czasie cebulę kroimy w kostkę, nie musi być drobno.
Podsmażamy na patelni, najlepiej mieć taką, którą można potem włożyć do piekarnika. 
Pozostałe warzywa kroimy w plasterki. 
Układamy "na zakładkę" na podsmażonej cebulce. 
Solimy, pieprzymy, skrapiamy sowicie oliwą. 
Rozmaryn siekamy i posypujemy nim warzywa. Całość pieczemy przez ok 40 min. 
10 min. przed zakończeniem posypujemy warzywa startym serem (opcjonalnie) i zapiekamy.
Podajemy ciepłe.


Brain food, czyli wzbogacanie diety o wspomagające składniki to jeden z moich sposobów na poprawienie pracy mojego centrum dowodzenia i zarządzania, powszechnie zwanym mózgiem. Do tego obowiązkowo spacer i osiem godzin snu. Od niedawna też, razem z drugim śniadaniem, do pracy zabieram porcję magnezu w puszce. Co to takiego? To drink witaminowy, który nie dość, że jest smaczny, to jeszcze praktyczny (bo puszeczka zmieści się nawet do małej torebuni) i funkcjonalny (bo korzystnie wpływa na organizm). 

Reasumując:

#brainfood +

#spacer +

#osiemgodzinsnu +


= drżyjcie korkowi szaleńcy!!

A jakie są Wasze sposoby na poprawę koncentracji? Weź udział w konkursie organizowanym przez Dr Witt! i zdradź swoje sprawdzone sposoby na poprawę koncentracji!

{konkurs}

Dwie najciekawsze wypowiedzi (a może te najbardziej odjechane lub niebanalne) zostaną nagrodzone e-book'iem lub audio-book'iem (do wyboru z listy zaproponowanej przez Dr Witt). Regulamin konkursu dostępny tutaj. Z niecierpliwościę czekam na Wasze pomysły. Calutki tydzień :-) Niech będzie udany! I niech koncentracja będzie z Wami!

Uściski XOXO





*Post powstał we współpracy z marką Dr Witt

Komentarze

  1. Faktycznie świetna lista składników. Ps. uwielbiam Twoje pisanie zawsze się uśmiechnę :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Cię czytać <3 Niby wstęp do zdrowych składników i zapiekanki, a tyle w nim treści i przemyśleń, że rzeczona zapiekanka schodzi na daleki plan.... ale zapowiada się pyszna, mimo wszystko ;)
    Ściskam bardzo gorąco, Agness <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agness, dla takich komentarzy warto pisać:-) dziękuję pięknie o obiecuję więcej:-) buziaki!!!

      Usuń
  3. Moje sposoby na poprawę koncentracji po czterdziestce?Zastanowię się kiedy przekroczę tą granicę...czyli ok. za rok;-0. Na razie cieszę się jeszcze tą "żywotnością trzydziestki";-), choć skóra wokół oczu faktycznie już nie ta, jakoś szybciej gromadzą się dodatkowe kilogramy, a przecież styl życia i porcje jedzonka takie same jak wcześniej, siwych włosów to nawet nie zliczę, bo pierwszy pojawił się ok 17 roku życia....teraz więc bez farby ani rusz.Mogłabym co nieco jeszcze dodać,ale co by nie przerażać tą 40-echą młodszych koleżanek lepiej powiedzieć w tym miejscu stop.P.S. Wiesz ja też nie rozumiem skąd ta moda na robienie zdjęć swoim nogom, nie krytykuję tego, ale zastanawiam się nad tym fenomenem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wspominaj o kilogramach :-( :-( ciesz się trójeczką z przodu ile wlezie!!! Pozdrowionka!!!

      Usuń
  4. Hahaha, wiesz, że jak nikt inny potrafisz mnie rozbawić do łez? 😂😂😂
    Mi do 40stki jeszcze troszkę brakuje, ale atakujący Hashi- mam czasem takie wrażenie - dokłada mi lat i taki sam zestaw "objawów" 😉
    Sama przerzucilam się na te puszeczki- bo kawa i red bull naprawdę w spożywaniu osiągnęły wartości krytyczne- magnezik wymiata😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha, wiesz, że jak nikt inny potrafisz mnie rozbawić do łez? 😂😂😂
    Mi do 40stki jeszcze troszkę brakuje, ale atakujący Hashi- mam czasem takie wrażenie - dokłada mi lat i taki sam zestaw "objawów" 😉
    Sama przerzucilam się na te puszeczki- bo kawa i red bull naprawdę w spożywaniu osiągnęły wartości krytyczne- magnezik wymiata😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale, że lepiej Ci już? Dobrze, że to z siebie wyrzuciłaś :) Co do piratów drogowych, to absolutnie się z Tobą zgadzam, bo od jakiegoś czasu nie da się dojechać do pracy, żeby kogoś nie wytrąbić (4 km, czas pokonania drogi: 10-12 minut, zależnie od świateł). Co do koncentracji, to mnie trochę siada ostatnio, więc akurat dzisiaj zaczęłam dietę Dąbrowskiej. Wchodzę, patrzę, a Ty tu takim żarciem straszysz, którego ja przez następne dwa tygodnie tknąć nie mogę i aż mi w brzuchu burczy! O Ty niedobra! Co do magicznych granic wiekowych, to mnie dwa lata temu (no dobra, za dwa tygodnie stukną dwa lata), minęła 30-stka. No i faktycznie też czuję, że wiele się zmieniło. Ale absolutnie na lepsze! Nie cofnęłabym czasu za nic na świecie. Paradoksalnie mam więcej czasu dla siebie, wieloma rzeczami przestałam się przejmować. Jak tak dalej pójdzie, to po 40-stce będzie boski chillout! :D I jeszcze słówko o tych zdjęciach w pościeli. Już to chyba gdzieś kiedyś pisałam, ale ja zaraz po wstaniu myślę o tym, żeby lecieć do łazienki i przy okazji o własne nogi się nie zabić, a nie tam sweet focie trzaskać w pościeli... To tyle :D Poniedziałek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, trzydziestka, zdecydowanie najlepszy moment, wiem o czym mówisz :-) o diecie Dąbrowdkiej nie słyszałam-koniecznie do sprawdzenia :-) uściski!

      Usuń
  7. Kiedyś mądra, starsza koleżanka widząc nasze emocje i szaleństwa oraz zapytana o przepis na taki stoicki spokój, powiedziała, że po 40-ce nabiera się dystansu do wszystkiego. Coś w tym jest. Jak szalałam, tak teraz trochę już mniej i na wielu sprawach przestało mi zależeć. Myślę, że to kwestia bagażu doświadczeń. Widać jak na dłoni, że wiele spraw od nas nie zależy. Pięknego, spokojnego życia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nabiera się dystansu i chyba to jest najlepsze! Uściskuję:-)

      Usuń
  8. haha:) Mi stuknie w grudniu, więc już się na nią szykuję:)
    Cudowna większość z Twojej brain food listy znajduje się w naszym domowym menu, bo - brak koncentracji u pięknej kobiety to jedno, ale gdy idzie w parze z brakiem skupienia u pięcio- i ośmiolatka - uff...
    Na szczęście męża mam ciut młodszego, więc na nim spoczywa łatanie naszych magnezowych dziur:)

    OdpowiedzUsuń
  9. no tak po 40 cos się tam zmienia na pewno "skorupa" zauwayłam ,ze gorzej widzę znaczy ,musze sie zaopatrzyć w okulary do czytania :d i troche zmarszczek przybyło ,ale kto by sie nimi przejmował ,ważne jak sie czujemy i postrzegamy ;p

    OdpowiedzUsuń
  10. Haha,jak zwykle trafne spostrzeżenia :))
    Dobrze,że na tej liście kawa się znalazła ;p Choć ostatnio chyba lekko z nią przesadzam. To może by na te puszeczki się przerzucić?!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem w połowie między 30-tką a 40-tką (chociaż już niedługo) i dobrze mi z tym. Jak pomyślę o tym sianie w głowie 10 lat temu... O matko! Z koncentracją jeszcze nie jest źle, ale na szczęście prawie wszystko z Twojej listy jest w naszym menu.
    Natomiast w kwestii dojazdów... Oszalałabym przy 7km/35minut! Mam 6 km i po drodze Młodego odstawiam do przedszkola. Cała akcja zabiera mi max. 15 minut. Nie nadaję się do dużego miasta już. Wystarczy, że czasem coś w Poznaniu muszę załatwić... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, czyli to nie był post dla Ciebie, ha ha, za młoda jesteś by takie rzeczy czytać :-) buziaki!

      Usuń
    2. Oj tam za młoda. Lepiej gromadzić informacje na zapas ;) :)

      Usuń
  12. Akapit o poduchach, kwiatach i fotkach gołych nóg ubawił mnie do łez, instagramy tego pełne. Ale o Boszsze, co ja biedna 50+ mam teraz począć ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz